Stanęłam jak wryta. Jakiego planu? To muszą być jacyś psychole. Jestem tego pewna. Zabijają ludzi bez wahania, gadają bezsensownie do tego wyglądają jakby urwali się z innej epoki. Poczułam jak świat wiruje mi przed oczami a potem była już tylko ciemność.
Obudziłam się w ciemnym i ponurym miejscu. Pokój był nie duży, urządzony strasznie staroświecko. Na stoliku nocnym paliła się świeca, a na ścianach wisiały lampy naftowe. Co to za miejsce? Jak się tu znalazłam? Próbowałam sobie coś przypomnieć ale to na nic. Pamiętałam tylko że rozmawiałam z obcymi facetami, którzy zamordowali moich bliskich. Nagle drzwi się otworzyły i wszedł do nich Alexander. Wyglądał olśniewająco. Jego czarne jak noc włosy ułożone były w modnym nieładzie, a zimne i ciemne oczy przeszywały mnie na wylot. Poczułam, że się rumienię.
- Jak się czujesz? - Zdziwiona otworzyłam szeroko oczy. Jak do cholery mam się czuć? Właśnie straciłam sens życia, zostałam prawdopodobnie uprowadzona, a na dodatek zawsze w obecności tego chłopaka robi mi się gorąco.
- Źle. Gdzie ja jestem? - Prawdę mówiąc nie oczekiwałam konkretnej odpowiedzi. Jestem wielką miłośniczką horrorów, także wiem mniej więcej jak odpowiadają czarne charaktery.
- W bezpiecznym miejscu. Mam nadzieję że wypoczęłaś, bo za chwilę czeka cię ciężka praca.
- To znaczy?
- Jak powiedział wcześniej Cole, zostałaś wybrana, a to znaczy że nie pozwolimy ci stąd uciec.- Mówiąc to oczy mu zalśniły jeszcze głębszą czernią. Jakby na coś czekał. Moje ciało zdrętwiało.
- Pozwól że ci wyjaśnię. Prawda jest taka że świat nie jest taki jak go widzisz. Jest pełen zła i nienawiści. Ale zacznę od samego początku- Oparł się o stolik, założył ręce pod piersi i wpatrywał się w jedno miejsce jakby nad czymś bardzo rozmyślał.
- Przed milionami lat urodził się pewien człowiek. Był on niesamowicie silny i potężny. Nazywał się Mędrcem. Był dobry i chciał żeby następne pokolenia szły jego ścieżką. Niestety po jego śmierci trzech jego synów kłóciło się o władzę. Dwoje najstarsi bracia zawzięcie ze sobą walczyli, nie zważając na najmłodszego, który był zwykłym człowiekiem. Najstarszy nazywał się Asistar i miał wyjątkową moc która była przekazywana tylko w jego lini geologicznej, natomiast młodszy miał na imię Michael ale jego siła była zupełnie inna od starszego brata. Mijały lata a nienawiść jaką żywili do siebie potomkowie Asistara i Michaela wciąż narastała.- Urwał, po czym wziął kilka głębokich wdechów i zaczął mówić dalej.
-Po kilku set latach raz na zawsze zakończył się ten spór śmiercią obydwojga z rodów. Wtedy postanowiono zawrzeć pokój i nigdy już nie walczyć. Lecz byli tacy którzy się buntowali. Do teraz są. Prowadzone były badania i odkryto że ty jesteś ostatnią z linii trzeciego syna Mędrca. Nie jesteś jednak zwykłym człowiekiem. Masz w sobie wyjątkową moc, która jest nam potrzebna by wprowadzić w życie nasz plan.
Słuchałam go z otwartą buzią. Nie słyszałam gorszej głupoty. Jednak coś w myślach szeptało mi że on mówi prawdę. Miałam złe przeczucia. Cokolwiek ten "człowiek" chce ode mnie, będą z tego poważne konsekwencje.
Wstałam z łóżka, omijając Alexandra wyszłam z pokoju. Korytarz był długi, nie widać było końca. Pełno drzwi i świec. Jestem w jakimś zamku z piekła rodem? W tym momencie Cole - czerwonooki mężczyzna, jakby czytając w moich myślach powiedział:
- Piekło dopiero się zacznie....- I choć nie chciałam w to wierzyć, wiedziałam że mówi prawdę.
czwartek, 29 sierpnia 2013
niedziela, 11 sierpnia 2013
"Mroczna Ciemność"- Rozdział 3
Wróciłam do domu około 17:00. Myślami cały czas wędrowałam do Alexandra, kim on jest i czego ode mnie chce? Nakarmiłam Pepe, po czym postanowiłam wziąść długi prysznic. Zawsze gdy się denerwuję, gorąca woda pomaga ukoić moje nerwy. Tym razem jednak nawet to nie pomogło. Bałam się. Czułam przerażenie jakiego nigdy w życiu nie czułam. Nie mogę tam pójść, przecież to może być jakiś psychol.
Gdy wyszłam z łazienki, zadzwoniłam do przyjaciółki. Odebrała po kilku sygnałach.
- Siemka Ad co dziś porabiasz? - Ad to skrót od jej imienia- Adrianna. Jest kochana, zawszę mogę na nią liczyć i powiedzieć jej o wszystkim.
- No hej Maggie, dziś akurat nic. Chcesz wpaść? Możemy sobie urządzić seans horrorów czy coś- Tego właśnie było mi trzeba. Uwielbiam horrory, a poza tym nie chcę dziś być w nocy sama.
- To zaraz będę tylko zadzwonię do rodziców- Po czym wykręciłam numer mamy. Oczywiście zgodziła się, żebym nocowała u Ad. Rodzice po prostu ją ubóstwiali.Uważali, że ma na mnie dobry wpływ.
Spakowałam swoje rzeczy, zamknęłam dom i ruszyłam na przystanek. Ad mieszka trochę daleko ode mnie. Jako że nie mieszkam w Nowym Jorku, tylko na przedmieściach, muszę dojeżdżać do niej metrem. Na dworcu było o dziwo pusto. Jedynie zabiegana kobieta krzyczała coś do telefonu w obcym języku, i stary człowiek leżał na ławce. Śmierdziało od niego alkoholem. Nienawidzę pijaków. Zawsze uważałam że każdy sam zapracowuje sobie na opinię. Jednak coś w tym mężczyźnie było innego od innych meneli. Gdy się tak przyglądałam, zrobiło mi się go żal. Bezdomny, bez rodziny, bez pieniędzy, nieszczęśliwy. Powinnam bardziej doceniać to co mam, pomyślałam i wsiadłam do metra.
Zapukałam do drzwi numer 98. Otworzyła mi rudowłosa dziewczyna o wielkich niebieskich oczach i promiennym uśmiechu.
- Już jesteś Mag!- Uwielbiam jak Ad za każdym razem gdy mnie widzi, się uśmiecha. Jak takie małe dziecko.
- Jak widać - odwzajemniłam uśmiech i weszłam do środka. Mieszkanie było dość spore. 3 pokoje, kuchnia , salon i łazienka. Adrianna mieszka tylko z mamą i młodszym bratem. Ojciec odszedł od jej mamy jakieś 2 lata temu. Bardzo to przeżywała i nie chciała się pogodzić z tym że jej rodzina się rozpadła. Jednak po jakimś czasie doszła do siebie i postanowiła, że nigdy w życiu nie pozwoli mężczyźnie skrzywdzić nikogo kogo kocha.
Weszłyśmy do pokoju Ad i zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiedziałam jej co zdarzyło się kilka godzin wcześniej. Widziałam w jej oczach strach, co znaczyło że mi uwierzyła. Około 22:00 zabrałyśmy się za oglądanie horrorów. Jednak cały czas miałam złe przeczucie. Wiedziałam że stanie się coś złego.
Nazajutrz wracałam do domu około 9:00. Znowu droga metrem, tłumy zabieganych ludzi. Kiedy wysiadłam spojrzałam na ławkę. Znowu tam leży, w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. Może umarł? Zadziwiło mnie że wszyscy ludzie przechodzą koło niego i nawet nie zerkną. Postanowiłam dać mu kilka banknotów do kieszeni, po czym poszłam do domu.
Już przed samym wejściem można było usłyszeć szczekanie Pepe. Dziwne rodzice powinni być już w domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. To co tam zobaczyłam przechodzi ludzkie pojęcie. Moi rodzice. Leżeli nieruchomo. Podbiegłam do mamy, i zaczęłam ją cucić. Krzyczałam, płakałam i nic. Z jej klatki piersiowej lała się krew. Spojrzałam na tatę. To samo. Wokoło nich pełno krwi... Ktoś ich zabił?! Poczułam jak nogi się pode mną uginają. Nie miałam wątpliwości kto to zrobił... To wszystko moja wina. Jeślibym tam poszła, wciąż by żyli. Ostatkami sił złapałam telefon i poprzez łzy wyszukałam numer Ad.
- Halo? Jest może Ad? - zapytałam gdy po drugiej stronie odezwała się jej mama.
- Witaj skarbie...- głos jej się łamał. Nie musiałam nic więcej słyszeć. - Adrianna, Ona, ktoś ją napadł i pokaleczył twarz... Umarła - Pani Hawkins wybuchła płaczem. Rozłączyłam się i poczułam ogromny ból w klatce piersiowej..
- Zos-ta łam sa-ma... zupełnie sama...- Nagle ogarnęła mnie złość, przepełniła całe moje ciało. Wybiegłam z domu w stronę lasu. Gdy dotarłam na miejsce, zauważyłam 3 mężczyzn. Jeden z nich to Alexander. Nie wiedzieć w jakim celu rzuciłam się na niego z pięściami i płaczem. Boże jaka jestem żałosna. Jak mam sobie dać radę z trzema podejrzanymi typami? Upadłam na ziemię. Zalana łzami starałam się przyjrzeć ich twarzom. Dwóch facetów miało wzrok mroczniejszy niż Alexander, a twarz wykrzywioną w kaprysie? Nabijali się ze mnie?
- Czego ode mnie chcecie?! Wiem że to wy zamordowaliście moją rodzinę i przyjaciółkę! - wydukałam po czym znów zaniosłam się płaczem
- Nie my, tylko ja. - Odparł jeden z mężczyzn. Miał długie, czarne włosy, które dziwnie mu się układały. Coś było w nim strasznego. Był najbardziej przerażający z całej trójki... Przetarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz. Jego oczy...Jego oczy były czerwone! I do tego nie wyglądały jak ludzkie... na jego źrenicach coś było, jakieś znaki... Wpatrywał się we mnie jakby wygrał właśnie w totolotka.
- Pójdziesz z nami Madelide.- odezwał się drugi. On przypominał Ian'a Somerhalder'a. Jego oczy były niebieskie...Prawie przeźroczyste, jak lustro. Do tego duże i okrągłe.
- Nie mam zamiaru.- odezwałam się. Nienawiść przepełniała mnie bardziej niż strach, już nic nie miało znaczenia. - Kim wy jesteście?!
- Możemy być kim chcesz, ale na obecną chwilę jesteśmy wojownikami, a ty jesteś kluczowym narzędziem do naszego planu...
Gdy wyszłam z łazienki, zadzwoniłam do przyjaciółki. Odebrała po kilku sygnałach.
- Siemka Ad co dziś porabiasz? - Ad to skrót od jej imienia- Adrianna. Jest kochana, zawszę mogę na nią liczyć i powiedzieć jej o wszystkim.
- No hej Maggie, dziś akurat nic. Chcesz wpaść? Możemy sobie urządzić seans horrorów czy coś- Tego właśnie było mi trzeba. Uwielbiam horrory, a poza tym nie chcę dziś być w nocy sama.
- To zaraz będę tylko zadzwonię do rodziców- Po czym wykręciłam numer mamy. Oczywiście zgodziła się, żebym nocowała u Ad. Rodzice po prostu ją ubóstwiali.Uważali, że ma na mnie dobry wpływ.
Spakowałam swoje rzeczy, zamknęłam dom i ruszyłam na przystanek. Ad mieszka trochę daleko ode mnie. Jako że nie mieszkam w Nowym Jorku, tylko na przedmieściach, muszę dojeżdżać do niej metrem. Na dworcu było o dziwo pusto. Jedynie zabiegana kobieta krzyczała coś do telefonu w obcym języku, i stary człowiek leżał na ławce. Śmierdziało od niego alkoholem. Nienawidzę pijaków. Zawsze uważałam że każdy sam zapracowuje sobie na opinię. Jednak coś w tym mężczyźnie było innego od innych meneli. Gdy się tak przyglądałam, zrobiło mi się go żal. Bezdomny, bez rodziny, bez pieniędzy, nieszczęśliwy. Powinnam bardziej doceniać to co mam, pomyślałam i wsiadłam do metra.
Zapukałam do drzwi numer 98. Otworzyła mi rudowłosa dziewczyna o wielkich niebieskich oczach i promiennym uśmiechu.
- Już jesteś Mag!- Uwielbiam jak Ad za każdym razem gdy mnie widzi, się uśmiecha. Jak takie małe dziecko.
- Jak widać - odwzajemniłam uśmiech i weszłam do środka. Mieszkanie było dość spore. 3 pokoje, kuchnia , salon i łazienka. Adrianna mieszka tylko z mamą i młodszym bratem. Ojciec odszedł od jej mamy jakieś 2 lata temu. Bardzo to przeżywała i nie chciała się pogodzić z tym że jej rodzina się rozpadła. Jednak po jakimś czasie doszła do siebie i postanowiła, że nigdy w życiu nie pozwoli mężczyźnie skrzywdzić nikogo kogo kocha.
Weszłyśmy do pokoju Ad i zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiedziałam jej co zdarzyło się kilka godzin wcześniej. Widziałam w jej oczach strach, co znaczyło że mi uwierzyła. Około 22:00 zabrałyśmy się za oglądanie horrorów. Jednak cały czas miałam złe przeczucie. Wiedziałam że stanie się coś złego.
Nazajutrz wracałam do domu około 9:00. Znowu droga metrem, tłumy zabieganych ludzi. Kiedy wysiadłam spojrzałam na ławkę. Znowu tam leży, w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. Może umarł? Zadziwiło mnie że wszyscy ludzie przechodzą koło niego i nawet nie zerkną. Postanowiłam dać mu kilka banknotów do kieszeni, po czym poszłam do domu.
Już przed samym wejściem można było usłyszeć szczekanie Pepe. Dziwne rodzice powinni być już w domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. To co tam zobaczyłam przechodzi ludzkie pojęcie. Moi rodzice. Leżeli nieruchomo. Podbiegłam do mamy, i zaczęłam ją cucić. Krzyczałam, płakałam i nic. Z jej klatki piersiowej lała się krew. Spojrzałam na tatę. To samo. Wokoło nich pełno krwi... Ktoś ich zabił?! Poczułam jak nogi się pode mną uginają. Nie miałam wątpliwości kto to zrobił... To wszystko moja wina. Jeślibym tam poszła, wciąż by żyli. Ostatkami sił złapałam telefon i poprzez łzy wyszukałam numer Ad.
- Halo? Jest może Ad? - zapytałam gdy po drugiej stronie odezwała się jej mama.
- Witaj skarbie...- głos jej się łamał. Nie musiałam nic więcej słyszeć. - Adrianna, Ona, ktoś ją napadł i pokaleczył twarz... Umarła - Pani Hawkins wybuchła płaczem. Rozłączyłam się i poczułam ogromny ból w klatce piersiowej..
- Zos-ta łam sa-ma... zupełnie sama...- Nagle ogarnęła mnie złość, przepełniła całe moje ciało. Wybiegłam z domu w stronę lasu. Gdy dotarłam na miejsce, zauważyłam 3 mężczyzn. Jeden z nich to Alexander. Nie wiedzieć w jakim celu rzuciłam się na niego z pięściami i płaczem. Boże jaka jestem żałosna. Jak mam sobie dać radę z trzema podejrzanymi typami? Upadłam na ziemię. Zalana łzami starałam się przyjrzeć ich twarzom. Dwóch facetów miało wzrok mroczniejszy niż Alexander, a twarz wykrzywioną w kaprysie? Nabijali się ze mnie?
- Czego ode mnie chcecie?! Wiem że to wy zamordowaliście moją rodzinę i przyjaciółkę! - wydukałam po czym znów zaniosłam się płaczem
- Nie my, tylko ja. - Odparł jeden z mężczyzn. Miał długie, czarne włosy, które dziwnie mu się układały. Coś było w nim strasznego. Był najbardziej przerażający z całej trójki... Przetarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz. Jego oczy...Jego oczy były czerwone! I do tego nie wyglądały jak ludzkie... na jego źrenicach coś było, jakieś znaki... Wpatrywał się we mnie jakby wygrał właśnie w totolotka.
- Pójdziesz z nami Madelide.- odezwał się drugi. On przypominał Ian'a Somerhalder'a. Jego oczy były niebieskie...Prawie przeźroczyste, jak lustro. Do tego duże i okrągłe.
- Nie mam zamiaru.- odezwałam się. Nienawiść przepełniała mnie bardziej niż strach, już nic nie miało znaczenia. - Kim wy jesteście?!
- Możemy być kim chcesz, ale na obecną chwilę jesteśmy wojownikami, a ty jesteś kluczowym narzędziem do naszego planu...
środa, 7 sierpnia 2013
Krótki Imagin "Love Forever"
- Kieran, co ty do cholery wyprawiasz?! - Oburzona zaczęłam krzyczeć na oszałamiająco przystojnego bruneta przede mną. Kiedy na mnie spojrzał, jego oczy rozbłysły. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Był jak z bajki. Wiecznie potargane włosy, pachniały szamponem bambusowo-waniliowym. Na sobie miał koszulkę z napisem "Kiss me", która odsłaniała jego umięśniony tors. Na samą myśl o tym jaki jest wspaniały, oblałam się rumieńcem. Niestety, nie uszło to jego uwadze.
- Co się stało Caroline? Czyżbyś znowu myślała o mnie nago? - Na jego twarzy pojawił się ten sarkastyczny uśmiech, który wprost uwielbiałam. W odpowiedzi na jego pytanie podniosłam z łóżka poduszkę i wycelowałam w ukochanego. Niestety moja celność jest zerowa. W efekcie poduszka trafiła w lampkę nocną, a ta roztrzaskała się na podłodze. Zszokowana tym co właśnie zaszło, rzuciłam się w tamtą stronę, by posprzątać kawałki rozbitego klosza i żarówki. Nagle poczułam lekkie szarpnięcie w łokciu.
- Chcesz się pokaleczyć? Nie widzisz, że cała podłoga jest zasypana malutkimi odłamkami szkła?- Upomniał mnie Kieran. Faktycznie, gdy teraz się przyjrzałam, zobaczyłam co narobiłam.
- Dobrze, w takim razie pójdę po odkurzacz. Nie waż mi się stąd ruszać.- Zagroziłam palcem po czym z uśmiechem wyszłam z pokoju. Idąc korytarzem, wróciły wspomnienia z poprzedniej nocy. Kolacja na samym szczycie wieży Eiffla, muzyka, kwiaty. Wszystko było takie romantyczne. Na koniec tego cudownego dnia, jednak bardzo mnie zaskoczył. Zorganizował lot paralotnią, po czym się oświadczył.
Na samo wspomnienie tego wydarzenia, w oku zakręciła mi się łza. Byliśmy ze sobą już 3 lata. Pomimo, że mam dopiero 19 lat, moja odpowiedź brzmiała tak. Kochałam go najbardziej na świecie i niewyobrażałam sobie życia bez niego.
Wracając do pokoju, w drzwiach zastałam Kieran'a. Na jego twarzy malowało się zdenerwowanie i panika. Gdy zapytałam o co chodzi, zbył mnie słowami, że to skomplikowane. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, wyminął mnie i wręcz pobiegł w stronę drzwi. Wystraszona udałam się za nim. Kiedy wyszliśmy z mieszkania na korytarzu zastałam też Dean'a, młodszego brata Kieran'a. Mogłoby się wydawać, że jest starszy bo jest od niego sporo wyższy.
Jeszcze bardziej zdenerwowana, zapytałam o co chodzi. Oboje popatrzyli na mnie z... Smutkiem? Żalem?
- Powiecie mi w końcu co tu się dzieje?
- Kieran... Ona ma prawo wiedzieć.
- Co?
Po jego twarzy widziałam, że się boi. Chciałam coś zrobić, przytulić, powiedzieć coś. Cokolwiek. Ale nie wiedziałam co. Mimo, że Kieran nie jest w najlepszym stanie, muszę się natychmiast dowiedzieć co przede mną ukrywa.
- Carls, musimy poważnie porozmawiać. Byłem głupi, planując życie razem. Oświadczając ci się.- W tym momencie poczułam mocny uścisk w piersi. W oczach momentalnie stanęły mi łzy. Chciałam się go spytać czy się przesłyszałam, ale wielka gula w gardle zabraniała mi mówić. Powoli wciągałam do płuc powietrze, by się uspokoić.
- O czym ty mówisz?- Wydusiłam w końcu. Mój głos się łamał. Jeszcze nigdy nie czułam bólu takiego jak w tej chwili. Widząc moją reakcję Kieran się zaniepokoił i zaczął wszystko tłumaczyć.
- Nie, nie, nie. Kurcze. To nie miało tak zabrzmieć. Chodzi o to, że oświadczyłem ci się, nie mówiąc ci całej prawdy o mnie.- Jego wzrok powędrował na ziemie.
- To znaczy?
- Jestem chory Caroline. I to poważnie. Zostało mi najwyżej 5 lat życia.
Te słowa były jak grom z jasnego nieba. Początkowy myślałam, że tylko żartuje. Próbowałam nawet się uśmiechnąć, na znak, że zrozumiałam żart. Jednak gdy spojrzałam w jego oczy, wszystko stało się jasne. Mówił poważnie. Nie żartował. Naprawdę był chory i chciał mnie opuścić. Na zawsze.
Nagle zdałam sobie sprawę, że przestałam oddychać. Wzięłam głęboki wdech, by dotlenić organizm i starałam się coś powiedzieć. Jedynym pytaniem jakie przychodziło mi do głowy było "dlaczego". Dlaczego nie powiedział mi wcześniej? Dlaczego przez 3 lata żyłam w nieświadomości, że któregoś dnia mój ukochany umrze?
Mijały sekundy, minuty, chwile. W końcu się uspokoiłam. Nie chciałam się zachowywać jak te wszystkie marne aktorki w filmach typu " Dlaczego mi to zrobiłeś?, Dlaczego okłamałeś?" Chciałam jedynie z nim być. Ile czasu nam pozostanie.
- Będę przy tobie. Zawsze. Nie ważne, co się stanie. Nie żałuj decyzji, oświadczenia się mi. Wykorzystamy każdą chwilę, jaka nam została. Przyrzekam, że zostanę przy tobie.- Łzy ciekły mi po policzku. Nie mówiliśmy już nic. Kieran zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta. Nagle, nie wiedząc czemu, przywarłam do niego mocniej. Lekki pocałunek, zmienił się w długi, namiętny. Jakaś siła, mówiła mi, że muszę wykorzystać ten moment. Po chwili Kieran się ode mnie odsunął.
- Może jakaś kawa i ciastko na rozluźnienie atmosfery?- Wybuchłam śmiechem, nawet przez łzy. Nic się nie zmieniło, ciągle mnie rozbawiał, ciągle był sobą. To było piękne.
- No wreszcie, już myślałem, że nigdy nie skończycie. - Odezwał się uradowany Dean. Teraz dopiero przypomniałam sobie, że stał z boku i oglądał całą zaistniałą sytuację.
Razem wyszliśmy z hotelu i ruszyliśmy w stronę ulicy.
- O tam jest budka z kawą. Latte z cukrem tak? - Uśmiechnęłam się na znak odpowiedzi.
Stałam na krawężniku chodnika i przyglądałam się przejeżdżającym samochodom. Istny szał. Francuzi nie mają zwyczaju jazdy wolnej. Nagle z za rogu wyłonił się wielki pies i biegł prosto w stronę małej dziewczynki, która stała obok znaku drogowego. Wystraszone dziecko pobiegło na ulicę. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, pobiegłam za nią. W oddali widziałam jedynie sportowy samochód, zbliżający się z zawrotną szybkością. Gdy dotarłam już do dziewczynki, zorientowałam się, że nie mogę ocalić nas obu. Zebrawszy wszystkie siły w rękach, odepchnęłam ją jak najmocniej umiałam. Ostatnie co widziałam, to jej upadek na chodnik i JEGO. Patrzył na mnie oczami, pełnymi strachu i paniki. Zaczął biec w moją stronę. Uśmiechnęłam się i wyszeptałam " Kocham Cię, i przepraszam, że nie zdołałam dotrzymać obietnicy." Nagle poczułam okropny ból, a potem była tylko ciemność...
****************************************************************
Imagin jest o pewnym zespole. Napisałam go kiedyś na konkurs, a nie jest jakoś szczególnie tematyczny więc go dodaję. Mam nadzieję, że się spodoba <3
- Co się stało Caroline? Czyżbyś znowu myślała o mnie nago? - Na jego twarzy pojawił się ten sarkastyczny uśmiech, który wprost uwielbiałam. W odpowiedzi na jego pytanie podniosłam z łóżka poduszkę i wycelowałam w ukochanego. Niestety moja celność jest zerowa. W efekcie poduszka trafiła w lampkę nocną, a ta roztrzaskała się na podłodze. Zszokowana tym co właśnie zaszło, rzuciłam się w tamtą stronę, by posprzątać kawałki rozbitego klosza i żarówki. Nagle poczułam lekkie szarpnięcie w łokciu.
- Chcesz się pokaleczyć? Nie widzisz, że cała podłoga jest zasypana malutkimi odłamkami szkła?- Upomniał mnie Kieran. Faktycznie, gdy teraz się przyjrzałam, zobaczyłam co narobiłam.
- Dobrze, w takim razie pójdę po odkurzacz. Nie waż mi się stąd ruszać.- Zagroziłam palcem po czym z uśmiechem wyszłam z pokoju. Idąc korytarzem, wróciły wspomnienia z poprzedniej nocy. Kolacja na samym szczycie wieży Eiffla, muzyka, kwiaty. Wszystko było takie romantyczne. Na koniec tego cudownego dnia, jednak bardzo mnie zaskoczył. Zorganizował lot paralotnią, po czym się oświadczył.
Na samo wspomnienie tego wydarzenia, w oku zakręciła mi się łza. Byliśmy ze sobą już 3 lata. Pomimo, że mam dopiero 19 lat, moja odpowiedź brzmiała tak. Kochałam go najbardziej na świecie i niewyobrażałam sobie życia bez niego.
Wracając do pokoju, w drzwiach zastałam Kieran'a. Na jego twarzy malowało się zdenerwowanie i panika. Gdy zapytałam o co chodzi, zbył mnie słowami, że to skomplikowane. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, wyminął mnie i wręcz pobiegł w stronę drzwi. Wystraszona udałam się za nim. Kiedy wyszliśmy z mieszkania na korytarzu zastałam też Dean'a, młodszego brata Kieran'a. Mogłoby się wydawać, że jest starszy bo jest od niego sporo wyższy.
Jeszcze bardziej zdenerwowana, zapytałam o co chodzi. Oboje popatrzyli na mnie z... Smutkiem? Żalem?
- Powiecie mi w końcu co tu się dzieje?
- Kieran... Ona ma prawo wiedzieć.
- Co?
Po jego twarzy widziałam, że się boi. Chciałam coś zrobić, przytulić, powiedzieć coś. Cokolwiek. Ale nie wiedziałam co. Mimo, że Kieran nie jest w najlepszym stanie, muszę się natychmiast dowiedzieć co przede mną ukrywa.
- Carls, musimy poważnie porozmawiać. Byłem głupi, planując życie razem. Oświadczając ci się.- W tym momencie poczułam mocny uścisk w piersi. W oczach momentalnie stanęły mi łzy. Chciałam się go spytać czy się przesłyszałam, ale wielka gula w gardle zabraniała mi mówić. Powoli wciągałam do płuc powietrze, by się uspokoić.
- O czym ty mówisz?- Wydusiłam w końcu. Mój głos się łamał. Jeszcze nigdy nie czułam bólu takiego jak w tej chwili. Widząc moją reakcję Kieran się zaniepokoił i zaczął wszystko tłumaczyć.
- Nie, nie, nie. Kurcze. To nie miało tak zabrzmieć. Chodzi o to, że oświadczyłem ci się, nie mówiąc ci całej prawdy o mnie.- Jego wzrok powędrował na ziemie.
- To znaczy?
- Jestem chory Caroline. I to poważnie. Zostało mi najwyżej 5 lat życia.
Te słowa były jak grom z jasnego nieba. Początkowy myślałam, że tylko żartuje. Próbowałam nawet się uśmiechnąć, na znak, że zrozumiałam żart. Jednak gdy spojrzałam w jego oczy, wszystko stało się jasne. Mówił poważnie. Nie żartował. Naprawdę był chory i chciał mnie opuścić. Na zawsze.
Nagle zdałam sobie sprawę, że przestałam oddychać. Wzięłam głęboki wdech, by dotlenić organizm i starałam się coś powiedzieć. Jedynym pytaniem jakie przychodziło mi do głowy było "dlaczego". Dlaczego nie powiedział mi wcześniej? Dlaczego przez 3 lata żyłam w nieświadomości, że któregoś dnia mój ukochany umrze?
Mijały sekundy, minuty, chwile. W końcu się uspokoiłam. Nie chciałam się zachowywać jak te wszystkie marne aktorki w filmach typu " Dlaczego mi to zrobiłeś?, Dlaczego okłamałeś?" Chciałam jedynie z nim być. Ile czasu nam pozostanie.
- Będę przy tobie. Zawsze. Nie ważne, co się stanie. Nie żałuj decyzji, oświadczenia się mi. Wykorzystamy każdą chwilę, jaka nam została. Przyrzekam, że zostanę przy tobie.- Łzy ciekły mi po policzku. Nie mówiliśmy już nic. Kieran zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta. Nagle, nie wiedząc czemu, przywarłam do niego mocniej. Lekki pocałunek, zmienił się w długi, namiętny. Jakaś siła, mówiła mi, że muszę wykorzystać ten moment. Po chwili Kieran się ode mnie odsunął.
- Może jakaś kawa i ciastko na rozluźnienie atmosfery?- Wybuchłam śmiechem, nawet przez łzy. Nic się nie zmieniło, ciągle mnie rozbawiał, ciągle był sobą. To było piękne.
- No wreszcie, już myślałem, że nigdy nie skończycie. - Odezwał się uradowany Dean. Teraz dopiero przypomniałam sobie, że stał z boku i oglądał całą zaistniałą sytuację.
Razem wyszliśmy z hotelu i ruszyliśmy w stronę ulicy.
- O tam jest budka z kawą. Latte z cukrem tak? - Uśmiechnęłam się na znak odpowiedzi.
Stałam na krawężniku chodnika i przyglądałam się przejeżdżającym samochodom. Istny szał. Francuzi nie mają zwyczaju jazdy wolnej. Nagle z za rogu wyłonił się wielki pies i biegł prosto w stronę małej dziewczynki, która stała obok znaku drogowego. Wystraszone dziecko pobiegło na ulicę. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, pobiegłam za nią. W oddali widziałam jedynie sportowy samochód, zbliżający się z zawrotną szybkością. Gdy dotarłam już do dziewczynki, zorientowałam się, że nie mogę ocalić nas obu. Zebrawszy wszystkie siły w rękach, odepchnęłam ją jak najmocniej umiałam. Ostatnie co widziałam, to jej upadek na chodnik i JEGO. Patrzył na mnie oczami, pełnymi strachu i paniki. Zaczął biec w moją stronę. Uśmiechnęłam się i wyszeptałam " Kocham Cię, i przepraszam, że nie zdołałam dotrzymać obietnicy." Nagle poczułam okropny ból, a potem była tylko ciemność...
****************************************************************
Imagin jest o pewnym zespole. Napisałam go kiedyś na konkurs, a nie jest jakoś szczególnie tematyczny więc go dodaję. Mam nadzieję, że się spodoba <3
sobota, 3 sierpnia 2013
"Kartki z pamiętnika Annie"
Hej :D
Długo mnie tu nie było, ale chyba to nie dziwne w końcu są wakacje. Byłam na kolonii w Bułgarii i było zajebiście. No ale nie o tym tu chciałam.
Zapraszam na zwiastun mojego opowiadania, które znajdziecie tu ------> kartkizpamietnikaannie.blogspot.com/
Długo mnie tu nie było, ale chyba to nie dziwne w końcu są wakacje. Byłam na kolonii w Bułgarii i było zajebiście. No ale nie o tym tu chciałam.
Zapraszam na zwiastun mojego opowiadania, które znajdziecie tu ------> kartkizpamietnikaannie.blogspot.com/
środa, 10 lipca 2013
Mroczna Ciemność- Rozdział 2
Obudziły mnie promienie słońca. Leniwie wywlekłam się z łóżka i zeszłam na dół do kuchni. Rodzice są już pewnie w pracy, pomyślałam i zabrałam się do przygotowania mojego śniadania. Gdy wyciągałam płatki, zobaczyłam karteczkę powieszoną na lodowce.
"Maggie skarbie razem z tatą mamy ważne spotkanie więc wrócimy bardzo późno do domu, odgrzej sobie obiad, a jak będziesz gdzieś chciała wyjść to nie zapomnij zamknąć domu!"
Fajnie! Nie ma to jak rodzice, którzy nie mają czasu dla swojego dziecka. Ale co ja mogę poradzić? Nie wybrałam się być córką dwóch najlepszych prawników w całym stanie. Mieszkam w dużym domu, niedaleko Nowego Jorku, rodzice bardzo lubią mnie rozpieszczać, co jest mi nawet na rękę. Zjadłam szybko płatki i pobiegłam się ubrać. Spojrzałam w lustro. Nie byłam brzydka. Szczerze to miałam niezłe powodzenie, ale jakoś nie lubiłam chodzić na randki tylko dlatego że było wiele okazji. Z natury jestem romantyczką. Czekałam, aż się zakocham, i wtedy wszystko przestanie mieć znacznie. Miałam ciemno-brązowe lekko kręcone włosy, prawie do pasa i duże zielone oczy. Lubiłam się, nigdy nie chciałam niczego zmieniać.
Kiedy myłam twarz, oświeciło mnie. Ten facet. Wczoraj, był straszny. Gdy przypomniałam sobie jego wzrok, po ciele przeszedł mnie strumień dreszczy. Co on w ogóle robił o tej porze w lesie? Może też szedł na skróty? Na szczęście pewnie nigdy więcej go już nie spotkam. Około 15:00 po wylegiwaniu się i oglądaniu głupich programów na MTV postanowiłam pójść na spacer z Pepe- moim kochanym pieskiem, rasy York. Nazwałam go tak bo jak byłam mniejsza uwielbiałam Fineasza i Ferba. Pamiętam bardzo dobrze te czasy. Razem z rodzicami, wspólne wieczorne oglądanie kreskówek. Wtedy praca nie była dla nich ważniejsza ode mnie. Na samą myśl o rodzicach zrobiło mi się smutno. Mogłoby wydawać się, że tworzymy idealną rodzinę. Ale tak nie było. Czułam się niepotrzebna. Na pierwszym miejscu praca, klijęci. Ja na drugim.
Wyszliśmy przed dom, i nagle poczułam, że muszę wejść do lasu. Coś mnie przyciągało. Tylko jakiś psychopata zrobiłby na moim miejscu coś takiego. Powoli, ale zdecydowanie weszłam w bramę drzew. Szliśmy z Pepe już dobre 30 minut. Z każdym krokiem zagłębialiśmy się w gęstości drzew, krzewów. Postanowiłam podziwiać naturę. Nagle mój piesek zaczął strasznie szczekać. Rozglądnęłam się dookoła, lecz nic podejrzanego nie zauważyłam. Przyklękłam, żeby udobruchać rozszczekanego Pepe. Kiedy wstałam zupełnie nie spodziewanie pojawił się przede mną chłopak. I to nie jakiś tam chłopak, tylko ten z wczoraj. Gdy go zobaczyłam moje serce od razu zaczęło szaleć. Czy to możliwe, że mogłabym się bać aż tak bardzo zwykłego faceta? Już nie raz widziałam obcych mężczyzn, którzy wyglądali podejrzanie, ale ten chłopak miał w sobie coś dziwnego. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam o co chodzi. Jego ubranie... Było zdecydowanie odstające od normy. Miał na sobie koszulę, a raczej biały materiał przypominający koszule. Odsłaniała ona kawałek jego klatki piersiowej, bardzo dobrze zresztą zbudowanej, co wywołało u mnie rumieniec. "Koszulę" miał czymś związaną, następnie przerzuconą przez jakiś ciemno- fioletowy materiał, który sięgał do kolan. Na szczęście miał chociaż normalne spodnie. Zauważyłam, że z jego pleców coś wystaje...Zaczęłam się zastanawiać i powoli uspokajać myśląc, że to policjant, gdy zorientowałam się, że ów chłopak ma przy sobie miecz.
- Znowu się spotykamy - moje rozmyślanie przerwał seksowny, niski głos.
- Wczoraj wracałam tędy do domu - Nie jestem dobrym rozmówcą, w ogóle nie potrafię rozmawiać, ani utrzymywać kontaktu wzrokowego. Jest najprzystojniejszym facetem jakiego kiedykolwiek widziałam. Ale jego oczy. Jego oczy zabijają wzrokiem, są zimne i ciemne jak noc.
- Mam na imię Alexander - powiedział to takim tonem jakby go ktoś zmuszał.
- Jestem Madelide. Ale mówią mi Maggie- odrzekłam, po czym zrobiło mi się przykro. Po co ten koleś do mnie podchodzi, przedstawia się, a następnie patrzy i mówi do mnie jakbym była śmieciem?
- Pójdę lepiej już- odwróciłam się i już miałam odejść gdy usłyszałam.
- Bądź tu dziś o północy, jesteś wybrana- odwróciłam się by spytać się o co chodzi, ale Alexander znikł. Pusto. Rozglądałam się i nic. Kim on do cholery jest i czego ode mnie chce?Wystraszona wzięłam dalej wściekłego Pepe na ręce i udałam się do domu. Dlaczego akurat mi przydarzają się same głupie rzeczy? Najpierw Jessica Wood wykupiła mi ostatnią parę butów od Gucci'ego, a teraz jakiś koleś zaprasza mnie o północy do lasu mówiąc, że jestem wybrana, po czym znika jak duch. Najgorsze jest to że czuję, że on mówił poważnie, i że stanie się coś złego jak tak nie przyjdę.
"Maggie skarbie razem z tatą mamy ważne spotkanie więc wrócimy bardzo późno do domu, odgrzej sobie obiad, a jak będziesz gdzieś chciała wyjść to nie zapomnij zamknąć domu!"
Fajnie! Nie ma to jak rodzice, którzy nie mają czasu dla swojego dziecka. Ale co ja mogę poradzić? Nie wybrałam się być córką dwóch najlepszych prawników w całym stanie. Mieszkam w dużym domu, niedaleko Nowego Jorku, rodzice bardzo lubią mnie rozpieszczać, co jest mi nawet na rękę. Zjadłam szybko płatki i pobiegłam się ubrać. Spojrzałam w lustro. Nie byłam brzydka. Szczerze to miałam niezłe powodzenie, ale jakoś nie lubiłam chodzić na randki tylko dlatego że było wiele okazji. Z natury jestem romantyczką. Czekałam, aż się zakocham, i wtedy wszystko przestanie mieć znacznie. Miałam ciemno-brązowe lekko kręcone włosy, prawie do pasa i duże zielone oczy. Lubiłam się, nigdy nie chciałam niczego zmieniać.
Kiedy myłam twarz, oświeciło mnie. Ten facet. Wczoraj, był straszny. Gdy przypomniałam sobie jego wzrok, po ciele przeszedł mnie strumień dreszczy. Co on w ogóle robił o tej porze w lesie? Może też szedł na skróty? Na szczęście pewnie nigdy więcej go już nie spotkam. Około 15:00 po wylegiwaniu się i oglądaniu głupich programów na MTV postanowiłam pójść na spacer z Pepe- moim kochanym pieskiem, rasy York. Nazwałam go tak bo jak byłam mniejsza uwielbiałam Fineasza i Ferba. Pamiętam bardzo dobrze te czasy. Razem z rodzicami, wspólne wieczorne oglądanie kreskówek. Wtedy praca nie była dla nich ważniejsza ode mnie. Na samą myśl o rodzicach zrobiło mi się smutno. Mogłoby wydawać się, że tworzymy idealną rodzinę. Ale tak nie było. Czułam się niepotrzebna. Na pierwszym miejscu praca, klijęci. Ja na drugim.
Wyszliśmy przed dom, i nagle poczułam, że muszę wejść do lasu. Coś mnie przyciągało. Tylko jakiś psychopata zrobiłby na moim miejscu coś takiego. Powoli, ale zdecydowanie weszłam w bramę drzew. Szliśmy z Pepe już dobre 30 minut. Z każdym krokiem zagłębialiśmy się w gęstości drzew, krzewów. Postanowiłam podziwiać naturę. Nagle mój piesek zaczął strasznie szczekać. Rozglądnęłam się dookoła, lecz nic podejrzanego nie zauważyłam. Przyklękłam, żeby udobruchać rozszczekanego Pepe. Kiedy wstałam zupełnie nie spodziewanie pojawił się przede mną chłopak. I to nie jakiś tam chłopak, tylko ten z wczoraj. Gdy go zobaczyłam moje serce od razu zaczęło szaleć. Czy to możliwe, że mogłabym się bać aż tak bardzo zwykłego faceta? Już nie raz widziałam obcych mężczyzn, którzy wyglądali podejrzanie, ale ten chłopak miał w sobie coś dziwnego. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam o co chodzi. Jego ubranie... Było zdecydowanie odstające od normy. Miał na sobie koszulę, a raczej biały materiał przypominający koszule. Odsłaniała ona kawałek jego klatki piersiowej, bardzo dobrze zresztą zbudowanej, co wywołało u mnie rumieniec. "Koszulę" miał czymś związaną, następnie przerzuconą przez jakiś ciemno- fioletowy materiał, który sięgał do kolan. Na szczęście miał chociaż normalne spodnie. Zauważyłam, że z jego pleców coś wystaje...Zaczęłam się zastanawiać i powoli uspokajać myśląc, że to policjant, gdy zorientowałam się, że ów chłopak ma przy sobie miecz.
- Znowu się spotykamy - moje rozmyślanie przerwał seksowny, niski głos.
- Wczoraj wracałam tędy do domu - Nie jestem dobrym rozmówcą, w ogóle nie potrafię rozmawiać, ani utrzymywać kontaktu wzrokowego. Jest najprzystojniejszym facetem jakiego kiedykolwiek widziałam. Ale jego oczy. Jego oczy zabijają wzrokiem, są zimne i ciemne jak noc.
- Mam na imię Alexander - powiedział to takim tonem jakby go ktoś zmuszał.
- Jestem Madelide. Ale mówią mi Maggie- odrzekłam, po czym zrobiło mi się przykro. Po co ten koleś do mnie podchodzi, przedstawia się, a następnie patrzy i mówi do mnie jakbym była śmieciem?
- Pójdę lepiej już- odwróciłam się i już miałam odejść gdy usłyszałam.
- Bądź tu dziś o północy, jesteś wybrana- odwróciłam się by spytać się o co chodzi, ale Alexander znikł. Pusto. Rozglądałam się i nic. Kim on do cholery jest i czego ode mnie chce?Wystraszona wzięłam dalej wściekłego Pepe na ręce i udałam się do domu. Dlaczego akurat mi przydarzają się same głupie rzeczy? Najpierw Jessica Wood wykupiła mi ostatnią parę butów od Gucci'ego, a teraz jakiś koleś zaprasza mnie o północy do lasu mówiąc, że jestem wybrana, po czym znika jak duch. Najgorsze jest to że czuję, że on mówił poważnie, i że stanie się coś złego jak tak nie przyjdę.
sobota, 6 lipca 2013
Mroczna Ciemność- Prolog/Rozdział 1
Był letni wieczór. Wracałam właśnie od przyjaciółki, było naprawdę fajnie, takie jakby babskie party. Szłam wąską ulicą, kiedy nagle przypomniałam sobie że muszę jeszcze napisać wypracowanie na dziesięć stron z historii renesansu. Wyciągnęłam szybko telefon z kieszeni i spojrzałam na cyferki, będące zegarem. 21:30. Cholera na pewno nie zdążę. Postanowiłam więc iść do domu skrótami przez las. Ostrożnie zeszłam z krawężnika i skręciłam w mroczną stronę miasta. Co prawda to straszna i niebezpieczna droga ale będę szybciej o dziesięć minut. Weszłam niepewnie w ciemny las, nie miałam pojęcia że to może być aż tak straszne. Dasz radę, powtarzałam sobie w kółko. Szłam dzielnie przed siebie, kiedy nagle poczułam mrowienie na plecach, jakby tysiąc małych mróweczek urządzało sobie na nich wycieczkę. Zawszę się tak czuję, gdy ktoś mi się przygląda. Wystraszona odwróciłam się na pięcie. Nikogo za mną nie było. Dziwne, byłam pewna że ktoś mi się przygląda. No nic, jestem po prostu przewrażliwiona i strachliwa jak gęś. Odwróciłam się z powrotem i znieruchomiałam. Przede mną stał chłopak. Wysoki , na oko był w moim wieku. Lecz coś było w nim nie tak. Od razu, gdy spojrzałam w jego oczy, wiedziałam że powinnam uciekać, jednak moja głupota nie zna granic więc dalej stałam jak słup i gapiłam się na obcego. W końcu się odezwał.
- Co robisz w lesie o tej porze? - gdy usłyszałam jego głos zamarłam. Był taki aksamitny, ale jednocześnie miękki i niski. Wydawał się być idealny, nie z tej ziemi.
-Yyy..- wydusiłam z siebie. Chłopak przyglądał mi się intensywnym wzrokiem. Pod wpływem blasku księżyca zobaczyłam, że ma półdługie czarne włosy dziwnie roztrzapirzone z tyłu, i ciemne oczy. Ale nie zwyczajnie ciemne. Gdy na mnie spojrzał, poczułam dreszcz. Nie był on z tych przyjemnych. Nie pozostało mi nic innego jak uciec.
-Przepraszam śpieszę się, rodzice na mnie czekają- Powiedziałam szybko, i pędem ruszyłam przed siebie, omijając nieznajomego. Biegłam ile tylko miałam sił w nogach. Czułam jak kolce z krzewów, igły z drzewek i różne inne rośliny ranią moje nogi. Nie zwracałam jednak na to uwagi. Musiałam jak najszybciej wydostać się z tego lasu. Kimkolwiek był ten mężczyzna, nie chciałam już więcej go spotkać. Po kilkunastu minutach zauważyłam w ciemności otwór, który sygnalizował, że zbliżam się do końca lasu. Kiedy dotarłam wreszcie do domu, rozejrzałam się dookoła. Cały czas prześladowała mnie myśl, że może ów chłopak podąża moim śladem. Nienawidzę mieszkać koło lasu- z tą myślą otworzyłam drzwi do domu.
*******************************************************************
Wiem, że rozdział krótki ale to taki prolog/ 1 rozdział :)
Ogólnie to opowiadanie nie będzie miało długich rozdziałów. Wcześniej umieszczałam je na innym blogu. To moje pierwsze opowiadanie było. Musiałam pozmieniać niektóre rzeczy, ale myślę, że jest w miarę.
- Co robisz w lesie o tej porze? - gdy usłyszałam jego głos zamarłam. Był taki aksamitny, ale jednocześnie miękki i niski. Wydawał się być idealny, nie z tej ziemi.
-Yyy..- wydusiłam z siebie. Chłopak przyglądał mi się intensywnym wzrokiem. Pod wpływem blasku księżyca zobaczyłam, że ma półdługie czarne włosy dziwnie roztrzapirzone z tyłu, i ciemne oczy. Ale nie zwyczajnie ciemne. Gdy na mnie spojrzał, poczułam dreszcz. Nie był on z tych przyjemnych. Nie pozostało mi nic innego jak uciec.
-Przepraszam śpieszę się, rodzice na mnie czekają- Powiedziałam szybko, i pędem ruszyłam przed siebie, omijając nieznajomego. Biegłam ile tylko miałam sił w nogach. Czułam jak kolce z krzewów, igły z drzewek i różne inne rośliny ranią moje nogi. Nie zwracałam jednak na to uwagi. Musiałam jak najszybciej wydostać się z tego lasu. Kimkolwiek był ten mężczyzna, nie chciałam już więcej go spotkać. Po kilkunastu minutach zauważyłam w ciemności otwór, który sygnalizował, że zbliżam się do końca lasu. Kiedy dotarłam wreszcie do domu, rozejrzałam się dookoła. Cały czas prześladowała mnie myśl, że może ów chłopak podąża moim śladem. Nienawidzę mieszkać koło lasu- z tą myślą otworzyłam drzwi do domu.
*******************************************************************
Wiem, że rozdział krótki ale to taki prolog/ 1 rozdział :)
Ogólnie to opowiadanie nie będzie miało długich rozdziałów. Wcześniej umieszczałam je na innym blogu. To moje pierwsze opowiadanie było. Musiałam pozmieniać niektóre rzeczy, ale myślę, że jest w miarę.
Na początek...
Jestem Ania, mam 15 lat. Wcześniejszy wygląd tego bloga nie spodobał mi się, więc po prostu zmienię styl.
Ta notka nie będzie długa, gdyż chcę tylko objaśnić parę spraw.
Moją pasją jest pisanie opowiadań. Piszę bloga o zgwałconej dziewczynie: http://kartkizpamietnikaannie.blogspot.com/
Na tym blogu będę dodawać różne inne opowiadania :) Mam nadzieję, że się spodobają.
Ta notka nie będzie długa, gdyż chcę tylko objaśnić parę spraw.
Moją pasją jest pisanie opowiadań. Piszę bloga o zgwałconej dziewczynie: http://kartkizpamietnikaannie.blogspot.com/
Na tym blogu będę dodawać różne inne opowiadania :) Mam nadzieję, że się spodobają.
Subskrybuj:
Posty (Atom)