Wróciłam do domu około 17:00. Myślami cały czas wędrowałam do Alexandra, kim on jest i czego ode mnie chce? Nakarmiłam Pepe, po czym postanowiłam wziąść długi prysznic. Zawsze gdy się denerwuję, gorąca woda pomaga ukoić moje nerwy. Tym razem jednak nawet to nie pomogło. Bałam się. Czułam przerażenie jakiego nigdy w życiu nie czułam. Nie mogę tam pójść, przecież to może być jakiś psychol.
Gdy wyszłam z łazienki, zadzwoniłam do przyjaciółki. Odebrała po kilku sygnałach.
- Siemka Ad co dziś porabiasz? - Ad to skrót od jej imienia- Adrianna. Jest kochana, zawszę mogę na nią liczyć i powiedzieć jej o wszystkim.
- No hej Maggie, dziś akurat nic. Chcesz wpaść? Możemy sobie urządzić seans horrorów czy coś- Tego właśnie było mi trzeba. Uwielbiam horrory, a poza tym nie chcę dziś być w nocy sama.
- To zaraz będę tylko zadzwonię do rodziców- Po czym wykręciłam numer mamy. Oczywiście zgodziła się, żebym nocowała u Ad. Rodzice po prostu ją ubóstwiali.Uważali, że ma na mnie dobry wpływ.
Spakowałam swoje rzeczy, zamknęłam dom i ruszyłam na przystanek. Ad mieszka trochę daleko ode mnie. Jako że nie mieszkam w Nowym Jorku, tylko na przedmieściach, muszę dojeżdżać do niej metrem. Na dworcu było o dziwo pusto. Jedynie zabiegana kobieta krzyczała coś do telefonu w obcym języku, i stary człowiek leżał na ławce. Śmierdziało od niego alkoholem. Nienawidzę pijaków. Zawsze uważałam że każdy sam zapracowuje sobie na opinię. Jednak coś w tym mężczyźnie było innego od innych meneli. Gdy się tak przyglądałam, zrobiło mi się go żal. Bezdomny, bez rodziny, bez pieniędzy, nieszczęśliwy. Powinnam bardziej doceniać to co mam, pomyślałam i wsiadłam do metra.
Zapukałam do drzwi numer 98. Otworzyła mi rudowłosa dziewczyna o wielkich niebieskich oczach i promiennym uśmiechu.
- Już jesteś Mag!- Uwielbiam jak Ad za każdym razem gdy mnie widzi, się uśmiecha. Jak takie małe dziecko.
- Jak widać - odwzajemniłam uśmiech i weszłam do środka. Mieszkanie było dość spore. 3 pokoje, kuchnia , salon i łazienka. Adrianna mieszka tylko z mamą i młodszym bratem. Ojciec odszedł od jej mamy jakieś 2 lata temu. Bardzo to przeżywała i nie chciała się pogodzić z tym że jej rodzina się rozpadła. Jednak po jakimś czasie doszła do siebie i postanowiła, że nigdy w życiu nie pozwoli mężczyźnie skrzywdzić nikogo kogo kocha.
Weszłyśmy do pokoju Ad i zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiedziałam jej co zdarzyło się kilka godzin wcześniej. Widziałam w jej oczach strach, co znaczyło że mi uwierzyła. Około 22:00 zabrałyśmy się za oglądanie horrorów. Jednak cały czas miałam złe przeczucie. Wiedziałam że stanie się coś złego.
Nazajutrz wracałam do domu około 9:00. Znowu droga metrem, tłumy zabieganych ludzi. Kiedy wysiadłam spojrzałam na ławkę. Znowu tam leży, w tym samym miejscu, w tej samej pozycji. Może umarł? Zadziwiło mnie że wszyscy ludzie przechodzą koło niego i nawet nie zerkną. Postanowiłam dać mu kilka banknotów do kieszeni, po czym poszłam do domu.
Już przed samym wejściem można było usłyszeć szczekanie Pepe. Dziwne rodzice powinni być już w domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. To co tam zobaczyłam przechodzi ludzkie pojęcie. Moi rodzice. Leżeli nieruchomo. Podbiegłam do mamy, i zaczęłam ją cucić. Krzyczałam, płakałam i nic. Z jej klatki piersiowej lała się krew. Spojrzałam na tatę. To samo. Wokoło nich pełno krwi... Ktoś ich zabił?! Poczułam jak nogi się pode mną uginają. Nie miałam wątpliwości kto to zrobił... To wszystko moja wina. Jeślibym tam poszła, wciąż by żyli. Ostatkami sił złapałam telefon i poprzez łzy wyszukałam numer Ad.
- Halo? Jest może Ad? - zapytałam gdy po drugiej stronie odezwała się jej mama.
- Witaj skarbie...- głos jej się łamał. Nie musiałam nic więcej słyszeć. - Adrianna, Ona, ktoś ją napadł i pokaleczył twarz... Umarła - Pani Hawkins wybuchła płaczem. Rozłączyłam się i poczułam ogromny ból w klatce piersiowej..
- Zos-ta łam sa-ma... zupełnie sama...- Nagle ogarnęła mnie złość, przepełniła całe moje ciało. Wybiegłam z domu w stronę lasu. Gdy dotarłam na miejsce, zauważyłam 3 mężczyzn. Jeden z nich to Alexander. Nie wiedzieć w jakim celu rzuciłam się na niego z pięściami i płaczem. Boże jaka jestem żałosna. Jak mam sobie dać radę z trzema podejrzanymi typami? Upadłam na ziemię. Zalana łzami starałam się przyjrzeć ich twarzom. Dwóch facetów miało wzrok mroczniejszy niż Alexander, a twarz wykrzywioną w kaprysie? Nabijali się ze mnie?
- Czego ode mnie chcecie?! Wiem że to wy zamordowaliście moją rodzinę i przyjaciółkę! - wydukałam po czym znów zaniosłam się płaczem
- Nie my, tylko ja. - Odparł jeden z mężczyzn. Miał długie, czarne włosy, które dziwnie mu się układały. Coś było w nim strasznego. Był najbardziej przerażający z całej trójki... Przetarłam oczy i spojrzałam jeszcze raz. Jego oczy...Jego oczy były czerwone! I do tego nie wyglądały jak ludzkie... na jego źrenicach coś było, jakieś znaki... Wpatrywał się we mnie jakby wygrał właśnie w totolotka.
- Pójdziesz z nami Madelide.- odezwał się drugi. On przypominał Ian'a Somerhalder'a. Jego oczy były niebieskie...Prawie przeźroczyste, jak lustro. Do tego duże i okrągłe.
- Nie mam zamiaru.- odezwałam się. Nienawiść przepełniała mnie bardziej niż strach, już nic nie miało znaczenia. - Kim wy jesteście?!
- Możemy być kim chcesz, ale na obecną chwilę jesteśmy wojownikami, a ty jesteś kluczowym narzędziem do naszego planu...
Zmień kolor czcionki bo prawie nic nie widać ;)
OdpowiedzUsuń